Dziś jest r.




Prowadź mnie według Twej prawdy i pouczaj,
bo Ty jesteś Bóg, mój Zbawca, i w Tobie mam zawsze nadzieję.
(Ps 25, 4)




Ksišżki






W POSZUKIWANIU WIARY

Chrystus jawi się w Ewangelii jako poszukujący w nas wiary. Rozsiewa On jej ziarno i wypatruje, czy wschodzi. Raduje się wiarą wielką, smuci się małą, wielbi Ojca za otwarcie oczu wiary ubogim ziemi. Rozprasza nieustannie ciemności niewiary, zapala w coraz liczniejszych sercach światło wiary, które rodzi dzieci Boże. Jest On bowiem światłością świata: Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata (J 9, 4-5).

Prorok Izajasz woła: Prawdziwie Tyś Bogiem ukrytym (Iz 45, 15). Bóg nasz ukrywa się. Nadejdzie czas, gdy swoją świętą twarz ukaże swoim dzieciom. Jest rzeczą niepodobną zobaczyć Go na ziemi: Król królujących i Pan panujących, jedyny, mający nieśmiertelność, który zamieszkuje światłość niedostępną (l Tm 6, 15-16). Oblicza Bożego na ziemi niepodobna oglądać, odblask jego jednak jest dostrzegalny przez rozum, głównie przez światło wiary, szczególnie zaś przez wiarę rozświetloną promieniami Ducha Świętego: Oto miejsce obok Mnie - mówi Jahwe do Mojżesza - stan przy skale. Gdy przechodzić będzie moja chwała, postawię cię w rozpadlinie skały i położę rękę moją na tobie, aż przejdę. A gdy cofnę rękę, ujrzysz Mnie z tyłu, lecz oblicza mojego tobie nie ukażę (Wj 33, 21-23). A zatem człowiek na ziemi znajduje się jakby w rozpadlinie skały, trzeba mu zakryć oczy, by ich nie poraził blask chwały Pańskiej. Nawet to, co człowiek jest zdolny dostrzec z istoty Boga, to widzenie Jego jakby "z tyłu".

Nawet wysokie stany kontemplacji wlanej nie pozwolą człowiekowi spojrzeć w twarz Boga; odbywa się to zawsze w ciemnościach wiary, nawet gdy tak bardzo jest prześwietlona promieniami Ducha Świętego. Bóg nie może nie ukrywać się za ziemskiego życia człowieka, a przecież chce mu dać się poznać w sposób, w jaki to tylko jest możliwe na ziemi - przez wiarę. Człowiek nie może Boga widzieć, ale może Mu uwierzyć, gdy Bóg mówi o sobie, jaki jest i kim jest dla człowieka. Zresztą - widzenie nie jest dla człowieka najważniejsze. Albo jeszcze inaczej: wiara jest to jakiś rodzaj niedoskonałego widzenia, mający w naturze ludzkiej szerokie zastosowanie. Bardziej istotna dla człowieka jest miłość, dzięki której człowiek dociera do samego Boga, mimo że On znajduje się za zasłoną. Głos zza zasłony wystarczy by po nim rozpoznać głos Ojca, przyjąć Go, oddać się Mu, choć na razie Ojciec się ukrywa. Ciemności wiary są konieczne, są błogosławione. Toteż św. Jan od Krzyża pisze w Śpiewie duszy:
W noc ciemną, pełną trwogi
i przez miłosne spalana płomienie,
wyszłam - o losie błogi! -
wyszłam niepostrzeżenie,
gdy dom mój; cisza okryła i cienie.

Wiarą uznajemy Ojca takim, jaki On jest, i oddajemy się Mu całkowicie. Wiara musi być ciemna, i to przez całe życie, nawet przy najgłębszych oświeceniach Ducha Świętego. Ciemność wiary - to trud przejścia przez pustynię życia do Ziemi Obiecanej; trud gromadny całej Rodziny Bożej oraz trud indywidualny każdego. Niektóre chwile gromadne oraz indywidualne są szczególnie ciężkie, brak wody, brak pokarmu, napady szczepów ościennych. Trud ten jest zaplanowany przez Boga. Niezmierzona ufność w Bogu, cierpliwość - pozwalają wyjść zwycięsko z prób, z wiarą pomnożoną. Trzeba znać drogi Boże, nie błądzić sercem, nie zatwardzać serc, nie doświadczać Boga, nie kusić Go. Bóg bowiem dostatecznie się pokazał w wierze, by Go przyjąć i powierzyć się Mu. Taki plan drogi Bożej daje nam Psalm 94. Oczy idących mają być utkwione w cel swej podróży, Ziemię Obiecaną. Po winni pragnąć wejścia do odpocznienia Bożego, które Bóg udziela już częściowo na ziemi, całkowicie zaś w Ziemi Obiecanej.

W próbach, jakie Bóg zsyła na Kościół, na każdego wierzącego, na każdego człowieka, dostrzec można miłującą Rękę Boga. Próbę należy przetrzymać, wytrzymać, uchwycić się szat Ojca, mimo że Jego twarzy się nie widzi, mimo że fale zalewają łódź. Jeszcze pół biedy, gdy zbyt prędko budzić będziemy śpiącego Pana; gorzej gdy całkowicie zwątpimy w Niego i w siebie. Ziemia Obiecana, a raczej - Ojciec czekający w niej na nas, wart jest naszych trudów. Nagroda twoja będzie sowita - mówi Jahwe do Abrahama (Rdz 15, l) - nagrodą tą będzie sam Pan. Gdy głęboka cisza zalegała wszystko, a noc w swoim biegu dosięgała połowy, wszechmocne Twe Słowo z nieba, z królewskiej stolicy (Mdr 18, 14-15) zstąpiło. Zstąpiło Słowo Boże niepostrzeżenie, w wielkim ukryciu, zrodzone z Matki ziemskiej, ubogi z ubogich, pierwszy ubogi, Jahwe. Czy takiego spodziewali się ludzie? Czy nie powinien był rozbłysnąć jak błyskawica i zstąpić w chwale z nieba na ziemię? W taki chwalebny sposób przyjdzie po raz drugi. Jego pierwsze przyjście było inne, obmyślone przez samego Ojca. Stanął przed ludźmi jako Syn Człowieczy; czy Go odgadną, rozpoznają w tłumie?

Syn Boży przychodzi jako ubogi i zostaje rozpoznany przez ubogich ziemi. Któż to są ci ubodzy ziemi? Są podobni do Jezusa. Ubóstwo materialne ma dla nich wielkie znaczenie; tak ubogim był Jezus, takim chciał, żeby byli Jego uczniowie, ci którzy idą za nim z bliska. Oczekiwał od nich rzeczywistego ubóstwa, o jednej sukni, bez trzosa. Doradzał im - nie nakazywał - by sprzedawali swoje mienie, zapłatę rozdawali ubogim i szli za Nim. Wśród ubogich Chrystusa są i tacy, do których pisał św. Paweł: Mając natomiast żywość i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni (l Tm 6, 8).

Duszą ubóstwa materialnego jest jednak ubóstwo ducha. Na czym ono polega? Na przeświadczeniu człowieka o całkowitej jego grzeszności. Ubogi duchem z pokorną radością uznaje jedno i drugie ubóstwo. Konsekwentnie wypełnia jeszcze trzeci i czwarty akt: jest ufny w stosunku do Ojca, jak tylko dziecko ufne być potrafi; miłuje Ojca swego, jak tylko dziecko miłować potrafi. Wyciąga ręce prosząc o przebaczenie grzechów, wyrażając swoją ufność, czyniąc naturalny gest miłości dziecka do Ojca. Tacy są ubodzy ziemi: podatni na otrzymywanie światła wiary i ciepła miłości ojcowskiej. Do takich ubogich przede wszystkim przyszedł Jezus, to oni rozpoznali Go od razu, z ich powodu Syn Boży błogosławił i wychwalał Ojca. Wśród tych ubogich pierwszą ubogą była Maryja z Nazaretu, która dostąpiła niesłychanego zaszczytu zostania Matką Ubogiego Jahwe. Józef, Zachariasz, Elżbieta, Symeon, Anna, pasterze, mędrcy i rzesze idące za Chrystusem, idące za Nim aż dotąd. To są ubodzy ziemi, ubodzy Jahwe, ubodzy Jezusa, którzy uwierzyli w Jezusa, rozpoznali Go, otwarli przed Nim serce, idą wszędzie gdzie On prowadzi, nie dopytując się natarczywie, dokąd i dlaczego. On bowiem wie wszystko, wszystko może, jest miłujący i wierny do końca. Jemu warto ufać, w Niego warto uwierzyć, w to wszystko, co mówi o Sobie, o swym Ojcu, o Duchu Świętym, o swym Kościele, o zbawieniu wiecznym; co mówi przez swój Kościół, bo to On mówi.

Rzecz znamienna, że Boże upewnienie wiary, Boża pewność zaszczepiana w ubogich przez Ducha Świętego, nie tylko trwa w sercu człowieka, lecz rośnie, wzmaga się, rozwija, jak coś żywego, jak gorczyczne ziarno. Pewność ta jest od czasu do czasu rozświetlana promieniami Ducha Świętego, wzmacniana od wewnątrz. Jest ona jakby dalekim odgłosem dochodzącym do nas z Domu Ojca, tą ewangeliczną symfonią, która rozległa się w domu Ojca, gdy przyjmował syna marnotrawnego. Ubodzy ziemi czasem rodzą się już takimi, są nimi od początku; taka była św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Nie zawsze jednak. Częściej stają się tacy, przez bolesne doświadczenia syna marnotrawnego. I kto wie, czy to właśnie nie jest jeszcze piękniejszą drogą. Krąg ubogich ziemi rośnie, poszerza się, przyciąga wszystkich.

Wybór wiary jest trudny. Człowiek musi pokonać ograniczenia swej natury, ciężar niemoralności, wpływ ducha ciemności. Natura człowieka jest ograniczona, wiara sięga poza jej granice; trzeba zaufać światłu, skoczyć w ciemność. Do tego wyboru potrzebne jest ponadto postępowanie moralne i wartościowe; obecność grzechu utrudnia przyjęcie wiary: "A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki" (J 3, 19). Dodatkową trudność stanowi obecność księcia ciemności, nie dopuszczającego światła, mnożącego opory: "a oto są ci posiani na drodze: u nich sieje się słowo, a skoro je usłyszą, przychodzi szatan i porywa słowo zasiane w nich "(Mk 4, 15).

Uleganie pożądliwości ciała, oczu i pysze żywota utrudnia lub uniemożliwia przyjęcie wiary: "Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków" (J 3, 20). Kto szuka prawdy, szuka jej wszędzie i zawsze, aż ją znajdzie: "Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu" (J 3, 21).

Czym innym jest niewidzenie, czym innym zaślepienie, czy zatwardziałość. Niewidzenie jest niezawinione, podczas gdy zaślepienie wynika ze złej woli, z zamykania sobie oczu i zatykania uszu. Wy macie diabla za ojca i chcecie spełniać pożądania swego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa (J 8, 44). Mocą dobrej woli, modlitwy - można przybliżyć sobie światło pełnej wiary. Szatan już został zwyciężony; całkowite usunięcie jego działania jest tylko kwestią czasu. Jezus zgładził grzech świata, obmył go we krwi swojej, w wodzie i Duchu Świętym. Te wody widział prorok Ezechiel, wypływające ze świątyni i przekształcające brzegi Morza Martwego w nowy ogród rajski (Ez 47). Przyjęcie w siebie światła i ciepła wiary dokonuje się wśród ciągłego dialogu między światłem ludzkim a światłem Bożym. Małe światełko ludzkie każe człowiekowi szukać wciąż dalej, podobnie jak nikły promień gwiazdy prowadzi astronoma do odkrycia ogromnego świata w przestworzach. Poszukujący Boga i wiary winien odznaczać się instynktem odkrywczym i cierpliwością astronoma. Każdy pozorny drobiazg jest dla niego ważny i może mieć zasadnicze znaczenie. Znaki świetlne, jakie Bóg pozostawił na drodze do wiary, doprowadzić mogą do pełnej wiary. Sam widok tych znaków jeszcze jej nie daje, stwarza tylko okazje ułatwiające dotarcie do niej.

Zdrowy rozsądek potrzebny jest w formowaniu się wiary. Św. Augustyn powiedział, że w wierze dosyć jest światła, by była rozumna, dosyć ciemności, by była zasługująca. Ważniejszą jednak rolę od światła spełnia w formowaniu się wiary jakiś głębszy nurt, obejmujący całego człowieka. Wywodzi się on z głębokich potrzeb całego człowieka, z jego pragnień, dążeń, jednym słowem z potrzeb ciepła, miłości. Otóż na tym to gruncie zaszczepia Bóg swoje działanie nadprzyrodzone, doprowadzające do przyjęcia Go. Jest to jakiś instynkt Boży, mówiący człowiekowi, że warto uwierzyć Bogu i skłaniający go do tego skoku w ciemność, do przejścia na drugą stronę bariery. Stroną wiodącą tu jest już sam Bóg, instynkt ten bowiem przekracza możliwości ludzkie, nie może się zrodzić w samym człowieku. Ten instynkt naprowadza na to Boga objawiającego się, przyciągającego do siebie: "Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego" - mówi Jezus do Piotra - "lecz Ojciec mój, który jest w niebie" (Mt 16, 17). Jan Ewangelista przytacza podobne słowa: "Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał" (J 6, 44). Człowiek ma uczynić wszystko, co jest w jego mocy; szukać ciągle, jeśli jeszcze nie znalazł. Temu poszukiwaniu ma towarzyszyć od początku modlitwa, która rosą Bożą przenika je, jak runo Gedeona. Gdy człowiek do-szedł już do jakiejś pewności co do wiary, jednak nie jest jeszcze zdolny uczynić ostatecznego kroku i powiedzieć wewnętrznie "wierzę", ma wtedy - mówią teologowie - modlić się o wiarę. Tę bowiem ściąga się z nieba modlitwą. Dojściu do tego celu towarzyszą czasem dramatyczne przeżycia, lub wręcz agonia ducha, jak to miało miejsce u Ludwika Konińskiego. Czasami wyczuwa się wyraźne oddziaływanie nieubłaganej mocy szatana, chcącego za wszelką cenę uniemożliwić dojście do wiary, jak to się działo z Adolfom Rette, pisarzem francuskim z początków tego wieku. Powodem tych wielkich trudności mogą być nie , tylko przeszkody natury moralnej - jak u Jorisa Karla Huysmansa, lecz przeszkody typowo duchowe, utrudniające przekroczenie granic rozumu i powierzenie się całkowite Bogu.

Małe światełko ludzkie przemienić się może w pseudoświatło, któremu na imię ciemność. Dzieje się to wtedy, gdy człowiek nierozsądnie i nieroztropnie pogardzi tymi migocącymi światełkami, które doprowadziłyby go do wiary, uważa je za niebyłe, za nie istniejące, nie warte uwagi, nienaukowe. Machnie na nie ręką, wzgardzi mądrością astronoma i zaczyna na własny rachunek tworzyć pseudoprawdę. Prawdę zaś należy odczytywać, a nie tworzyć ją, naginając do subiektywnej interpretacji. Tylko prawda obiektywna może człowieka wyswobodzić.

Nie wszyscy zresztą dochodzą z takim trudem do wiary. Małym dzieciom jest ona darowana, działa w nich już jakby zrośnięta z ich naturą. Dobroczynnie wpływa na ich rozwój, nawet jeśli dzieci nie są świadome w sposób refleksyjny tej błogosławionej obecności. Dzięki łasce uświęcającej i wierze dziecko rozwija się w promieniach wiary, jest uwolnione od wielu zniekształceń. Wielką krzywdę czynią niektórzy chrześcijańscy rodzice na Zachodzie, zarzucający świętą praktykę Kościoła udzielania chrztu niemowlętom pod pozorem, że wybór wiary ma się w nich dokonać, gdy osiągną wiek samostanowienia o sobie. Jedno nie przeczy drugiemu, lecz się wzajemnie uzupełnia.

Przyjęcie pełnej wiary Chrystusowej w Jego Kościele nie wszystkim jest dane od razu. Wymaga to pełnego światła Bożego, które nie zawsze ma miejsce. Człowiek, kierowany Duchem Świętym, ku temu pełnemu światłu nieustannie dąży, nawet jeśli za swego życia w pełni go nie osiąga. Ważniejsze dla człowieka jest być w dobrej wierze, mieć dobrą wolę, niż mieć pełne światło. Dziać się to może np. we wspólnotach braci rozłączonych. Ktoś urodził się w ich Kościele, z Kościołem Chrystusowym spotkał się po raz pierwszy właśnie w tej wspólnocie. Wiara tam otrzymana jest autentyczna, nadprzyrodzona, środki uświęcenia - choć niepełne - są bezcenne: Pismo Święte, chrzest, inne sakramenty, życie we wspólnocie, modlitwa: "a co więcej - jak mówi Sobór - prawdziwa jakaś więź w Duchu Świętym, albowiem Duch Święty, przez swe łaski i dary, wśród nich także działa swą uświęcającą mocą, a niektórym spośród nich dał nawet siłę do przelania krwi" (Lumen Gentium, 15). Z czasem jednak człowiek ten ocenia dokładniej i głębiej swą sytuację, widzi braki, rozdarcie Kościoła. Duch Święty wzbudza w nim tęsknotę do pełnego światła i pełnego zjednoczenia w Kościele. Może jeszcze nie dostrzegać jasno, gdzie ten Kościół się znajduje, może na swej drodze napotykać trudności prawie nie do pokonania, ma jednak dobrą wolę, w dobrej wierze tęskni do prawdziwej jedności, modli się o nią, zabiega o to i gotów uczynić wszystko, co Pan chce. Wiara jego pozostała prawdziwa, gdyż nie zgrzeszył przeciw światłu. Jeśli jednak kto zamienia światło większe na mniejsze, wtedy traci jedno i drugie.

Również żydzi, muzułmanie mogą być ludźmi dobrej wiary. Owszem, mogą być nimi nawet poganie, czczący bożków, szukający w tej formie "nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń" (Lumen Gentium, 16). Dwa warunki jednak mają do spełnienia: wierność światłu Ducha Świętego w dalszych poszukiwaniach prawdziwej wiary, w miarę dostępnych możliwości, oraz prowadzenie życia moralnego. Ludzie ci mogą być blisko Boga, mieć wiarę nadprzyrodzoną jakby w zarodku, nie znając jej treści, przyjmując jednak Boga na swój sposób, gotowi przyjąć Go takim, jaki jest i czynić, to co każe. "Ci bowiem - mówi Sobór - którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie" (Lumen Gentium 6).

Owszem, są nawet tacy, którzy w ogóle nie doszli jeszcze do poznania Boga, ale błąka się w ich sercu nienazwany głód Boga, a ponadto - nie bez pomocy łaski - zachowują prawo naturalne. Ci również mogą otworzyć się na przyjęcie wiary. Jest to zresztą stara doktryna teologów. W momencie gdy człowiek dochodzi do używania rozumu, pierwszą jego myślą jest stanowienie o sobie. Chodzi mianowicie o świadomy wybór Boga. Tu widzimy potrzebę chrztu niemowląt, wychowania chrześcijańskiego i i troskliwej czujności rodziców, by być dziecku pomocą w tym momencie. Ma to również miejsce u dzieci nie wychowanych religijnie lub pozostawionych sobie. Duch Święty w jakiś sposób skłania ich ku temu wyborowi Dobra, a wyraża się on w jakimś konkretnym czynie moralnym, mającym wtedy decydujące znaczenie. Dziecko albo ten czyn dobry wybiera, lub go odrzuca. Dokonuje się wtedy pierwsze świadome potwierdzenie łaski, jeśli dziecko jest ochrzczone, lub też pierwszy grzech.

Wiara nosi w sobie światło i ciemności. Jest więc sprawą trudną. Trudności te są zamierzone przez Boga, jak były zamierzone trudności przejścia Izraela przez pustynię. Bóg oczekuje od człowieka, by wyznawał się na Jego drogach, jak je nazywa Psalm 94. Bóg skarży się, że Izrael i wielu innych chciałoby widzieć powrotną drogę do Domu Ojca nie najeżoną trudnościami: Przez lat czterdzieści to pokolenie we mnie wstręt budziło i powiedziałem: "Lud ten błądzi sercem i moich dróg nie znają. Przeto przysiągłem w gniewie moim: nie wejdą do miejsca mego odpoczynku" (Ps 94, 10). Bóg jest tak wielkim Dobrem, że wypada potrudzić się, by Go zdobyć.

Można rozróżnić trojakie trudności wiary: trudności dojścia do niej, wytrwania w niej oraz specyficzne trudności u kresu życia. Te trudności mają jakby dwa źródła: trud prowadzenia życia moralnego, wymaganego przez wiarę, oraz o wiele większy trud ciągłego przekraczania granic rozumu, który z natury swej pragnie wiedzieć i stale niespokojnie miota się, zwłaszcza w niektórych okresach życia. Te trudności tworzą jakby trwały trzon, w różnych wariantach, zależnie od czasu, usposobienia i przede wszystkim wymagań Boga.

Trudności wiary, nawet te największe, wstrząsają tylko zewnętrznie człowiekiem, docierają często mniej lub bardziej w głąb, nigdy jednak nie sięgają do samego dna duszy, gdzie płynie żywy nurt wiary, o którym Jezus mówi, że jest "objawieniem" czy też "pociągnięciem" przez Ojca. Głębia ta - jak mówi św. Augustyn - to miejsce, skąd z istoty duszy wyrastają rozum i wola oraz skąd z istoty łaski uświęcającej wyrasta żywa wiara. Tu człowiek styka się z bezpośrednim działaniem Boga. tu płynie głęboki nurt wiary, wzbudzany przez Ducha Świętego. Wszystkie trudności sięgają głęboko, lecz do tego dna sięgnąć nie mogą, chyba że człowiek sam zezwoli im tam wejść. Klucz ma on w swoim ręku. Wszystkie, nawet największe pokusy, szaleją na zewnątrz. Wątpliwości szarpią tylko dostępny im rejon. To co nazywa się załamaniem się wiary, jest często jedynie załamaniem się psychicznym, nie duchowym. Chyba, że zezwoli się pokusie zejść na same dno ale klucz i do tego ma jedynie wola człowieka.

Jaką postawę zająć w pokusach wiary? Czy poszukiwać wyjaśnień filozoficznych i teologicznych? W pokusach dojścia do wiary i trwania w niej - tak; w pokusach dojrzewania wiary i w tym, co nazywamy nocą ducha - nie. Nie należy obiecywać sobie zbyt wiele po tych poszukiwaniach. Ważniejszą rzeczą jest modlitwa i trwanie przy Bogu. Postawa ta wzmacnia płynący w głębi nurt wiary. Gdy pokusy przybierają na sile i mają w sobie coś z "nocy ducha", opisanej przez św. Jana od Krzyża, należy dać spokój książkom i poszukiwaniom; one już swoją rolę spełniły. Należy wzmacniać wewnętrzny nurt wiary przez trwanie przy Bogu, akty wiary, modlitwę i ... posługiwanie braciom, dodaje św. Teresa z Avili. Należy tu przybrać postawę milczącego Abrahama, prowadzącego syna na Górę Mora. Celem trudności wiary jest wzmocnienie wewnętrznego jej nurtu, by oparł się wszystkiemu, nawet śmierci.

Jedną z cech wiary jest jej trwałość. Nie jest tak, że człowiek kładzie się na spoczynek jako wierzący, a budzi się jako niewierzący. Wiara jest czymś trwałym, dar Boży tej miary nie może być bowiem nietrwały. Sam Bóg czuwa nad jej trwałością. Nie zdobywa się jej łatwo, niełatwo też ją się traci. Wiarę traci się jedynie wtedy, gdy człowiek uczyni tzw. pozytywny akt niewiary. Taki akt ma miejsce, gdy jest w pełni świadomy i dobrowolny, a człowiek w zupełności zdaje sobie sprawę, że akt niewiary czyni. Trudności wiary i wątpliwości rozbijają człowieka tylko od zewnątrz; wewnątrz, w głębi psychiki wiara pozostaje nietknięta, dopóki człowiek nie uczyni głębokiego aktu niewiary. Może być i tak, że człowiek nie dba o wiarę, lecz jej się nie wyrzeka. Egzystuje ona - mówiąc obrazowo gdzieś na dnie, zagrzebana w popiele. Wystarczy jednak popiół rozgarnąć, podmuchać, a mały płomyk rozpali się, mogąc się stać dla człowieka ostatnim ratunkiem. Nikogo nie należy odpisywać na straty. Jezus trzciny nadłamanej nie dołamuje, kontu ledwo tlejącego się nie gasi. Nad naszą wiarą czuwa Duch Święty, Pocieszyciel, którego Chrystus posłał Kościołowi.


Z ksiażki "W milczeniu i nadziei" Emanuela Działy


Do góry



© 2001 - 2012 @  |