Dziś jest r.




Prowadź mnie według Twej prawdy i pouczaj,
bo Ty jesteś Bóg, mój Zbawca, i w Tobie mam zawsze nadzieję.
(Ps 25, 4)




Ksišżki






Modlitwa o przebaczenie grzechów.


Któż da wodę mojej głowie i źródła wód moim oczom, abym mógł dzień i noc opłakiwać me grzechy i moją niewdzięczność względem Boga, mego Stwórcy? (Jr 8,23). Wiele jest rzeczy, Panie, zdolnych pobudzić do skruchy serca ludzkie i doprowadzić je do poznania własnych grzechów, ale żadna nie jest tak skuteczna, jak rozważanie wielkości twej dobroci i wielości Twych dobrodziejstw, świadczonych nawet grzesznikom. Aby moja nieszczęsna dusza skruszyła się, rozpocznę, Panie, mówić o Twoich dobrodziejstwach i mojej podłości, ażeby jaśniej widać było, kim jesteś Ty, a kim ja i kim Ty byłeś dla mnie, a kim ja dla Ciebie.

Był czas, Panie mój, kiedy mnie nie było. Dałeś mi byt i podniosłeś mnie z prochu ziemi, i uczyniłeś na obraz i podobieństwo swoje. "Od łona matki mojej Ty jesteś moim Bogiem" (Ps 21,11). Bo od początku mego istnienia aż do dziś byłeś mi Ojcem, Zbawcą, Obrońcą i wszelkim moim Dobrem. Ty ukształtowałeś moje ciało i wszystkie zmysły i stworzyłeś mą duszę ze wszystkimi jej władzami, i aż do dziś zachowałeś mi życie. Opatrzność Twoja obdarzyła mnie dobrodziejstwami i otoczyła wygodami. To Ci jednak nie starczyło. Bo chociaż samo w sobie było to dużo - bo było wszystkim dla mnie - nic Cię nie kosztowało. Chciałeś więc dać mi coś, co by Cię wiele kosztowało, żeby mnie bardziej zobowiązać. Zszedłeś z nieba na ziemię, aby szukać mnie na wszystkich drogach, po których się błąkałem. Uszlachetniłeś moją naturę Twoim człowieczeństwem, wyzwoliłeś mnie z pęt Twoim więzieniem, wyrwałeś z władzy szatana, oddając się w ręce grzeszników i zgładziłeś mój grzech, przybierając postać grzesznika. Chciałeś mnie zobowiązać tą łaską, rozkochać tym dobrodziejstwem, wzmóc moją nadzieję Twoimi zasługami i wzbudzić we mnie nienawiść do grzechu, ukazując mi wszystko, co uczyniłeś dla jego pokonania. Dorzuciłeś żaru do wygasłych węgli mego serca, abym, poruszony tyloma dobrodziejstwami zawartymi w ofierze tylko, umiłował Tego, który tyle dla mnie uczynił i okazał mi tak wielką miłość.

Mimo tych wszystkich pomocy złość moja była tak wielka, że straciłem pierwotną łaskę niewinności - a Twoje miłosierdzie było tak wielkie, że znosiłeś mnie aż do dziś. Nadziejo moja i pomocy! Czyż mogę bez łez wspominać, ile razy mogła mnie zabrać śmierć w czasach, które tak źle spędzałem, a jednak się tak nie stało? Ile tysięcy dusz może płonie obecnie w piekle za mniejsze winy, niż były moje, a ja nie płonę? Co byłoby ze mną, gdybyś mnie zabrał w tamtych czasach, podobnie jak zabrałeś innych? Jakiż surowy sąd byłby mi zgotowany, gdyby śmierć złapała mnie na gorącym uczynku? Gdyby mnie wtedy dosięgła sprawiedliwość? Kto w owej godzinie związał ręce Twej sprawiedliwości? Kto błagał Cię za mnie, gdy spałem? Kto powstrzymał karę Twego gniewu w czasach, gdy ja wzywałem jej mymi grzechami? Co ujrzałeś we mnie, dlaczego zechciałeś, abym był w lepszych warunkach niż ci, których śmierć porwała spośród płomieni i niebezpieczeństw młodości? Moje grzechy wołały o pomstę, a Ty udawałeś głuchego. Złość moja przeciw Tobie rosła z dnia na dzień, a Twoje miłosierdzie względem mnie przedłużało się z dnia na dzień. Ja grzeszę, Ty wyczekujesz mnie, ja uciekam, Ty gonisz mnie, ja znużony obrażam Cię, Ty nieznużony czekasz na mnie. A ja, nawet grzesząc - jak gdyby grzechy moje były służeniem Ci, a nie obrazą - doznawałem od Ciebie wielu dobrych natchnień i wielu nagan, które potępiały moje występki i powstrzymywały mnie od nich. Ileż razy przywoływałeś mnie i przemawiałeś w mej duszy mówiąc: Ty cudzołożyłaś z mnóstwem kochanków, ale wróć do mnie, przyjmę cię (Jr 3,1). Ile razy wołałeś mię słowami pełnymi miłości lub grożąc napełniłeś mnie lękiem, stawiając mi przed oczy niebezpieczeństwo śmierci i surowość Twej sprawiedliwości? Jak wielu ustanowiłeś różnych kaznodziejów i spowiedników, którzy przez swoje słowa i rady starają się uprzedzać mnie i pobudzać? Ileż razy już nie słowami, ale czynami towarzyszyłeś mi, zapraszając mnie dobrodziejstwami i karząc biciem, zastawiając mi wszystkie drogi, abym nie mógł od Ciebie uciec, podobnie jak robią myśliwi, gdy gonią zwierzynę?

Cóż ja, o mój Panie, mogę Ci dać za wszystkie te dobrodziejstwa? Winien Ci jestem wszystko, czym jestem, bo mnie stworzyłeś, bo wszystko Ty uczyniłeś. Zachowujesz mnie przy życiu, więc winien Ci jestem wszystko, czym jestem i to, że żyję, gdyż wszystko żywisz. Skoro Ty sam dałeś mi się jako cenny dar, cóż mi pozostaje do dania? Gdyby życie wszystkich aniołów i wszystkich ludzi było moje i całe złożyłbym Ci w ofierze, byłoby to niczym w zestawieniu z jedną kroplą krwi, którą przelałeś dla mnie.

Któż da łzy moim oczom, abym mógł opłakiwać podłą zapłatę, jaką Ci dałem za tyle dobrodziejstw. Pomóż mi w tej godzinie, Panie, i daj łaskę, abym potrafił wyznać moje nieprawości. To ja jestem owym nieszczęśnikiem, który - choć na to nie wygląda - jest Twoim stworzeniem uczynionym na obraz i podobieństwo Twoje. Uznaj, Panie, to stworzenie, bo jest Twoje. Zrzuć ze mnie to, co ja zrobiłem, a znajdziesz to, co uczyniła Twoja miłująca prawica. Ja użyłem wszystkich sił na rzucanie na Ciebie obelg i obrażałem Cię przy pomocy dzieł Twoich własnych rąk. Nogi moje biegały do złego, ręce moje wyciągnęły się do chciwości, moje oczy biegały za próżnością, a uszy moje zawsze gotowe były słuchać kłamstw. Najszlachetniejsza część duszy, która miała oczy mogące Cię ujrzeć, spuściła wzrok z Twej piękności i zwróciła go na uroki tego nędznego żywota. Ta, która powinna była starannie badać Twe przykazania, dzień i noc badała, jak można je przestępować bezpiecznie. Skoro tak postępował mój rozum, cóż miała robić wola? Ofiarowałeś jej, Panie, rozkosze niebiańskie, a ona zamieniła niebo na ziemię. Ramiona, które poświęciłeś, aby były Twoje, otworzyła miłości do stworzeń. Taka jest, Panie, zapłata za Twe dobrodziejstwa i taki owoc, jaki wydały zmysły, któreś stworzył. Cóż będę Ci mógł odpowiedzieć, kiedy rozpoczniesz sąd nade mną i powiesz: "Jam cię zasadził jak szczep winny szlachetny, jakże mogłaś zamienić się w dziczkę i uczynić się tak wyrodną?" (Jr 2,21).

A jeśli na to pierwsze pytanie nie będę mógł odpowiedzieć, cóż odpowiem na drugie, dotyczące dobrodziejstwa zachowania życia? Twą Opatrznością utrzymywałeś przy życiu, Panie, tego, który wykraczał przeciw Temu prawu, prześladował Twoje sługi, dawał zgorszenie Twemu Kościołowi i umacniał królestwo grzechu, wprawiałeś w ruch język, który bluźnił, członki, które Cię obrażały i żywiłeś tego, który służył Twoim wrogom na szkodę Twoją. Czyli że nie tylko okazałem się niewdzięczny wobec Dawcy dobrodziejstw, lecz jeszcze z tych dobrodziejstw uczyniłem broń przeciw Tobie. Przeznaczyłeś wszystkie stworzenia, aby Ci służyły, a ja zakochałem się w nich. Tyle razy obraziłem Cię przez nie. Kochałem bardziej dary niż Dawcę, a to, co powinno było stać się dla mnie okazją do poznania Twojej piękności, olśniło mnie i nie podniosłem oczu, aby ujrzeć, o ile piękniejszy jest Sprawca od tego, co sprawił. Dałeś mi wszystko, abym ja Ci się oddał, korzystałem ze wszystkiego, ale nigdy nie oddałem Ci chwały, nie spłaciłem daniny, jaką Ci byłem winien. Stworzenie było Ci posłuszne, służąc mi zawsze, bo tak rozkazałeś, a ja umiałem ciągle obrażać Tego, dzięki któremu wszystko mi służyło. Ty dawałeś mi zdrowie, a szatan zbierał jego owoce; Ty mi dawałeś siły, a ja używałem ich w służbie Twego wroga.

Cóż powiem? Jeżeli to możliwe, że tak liczne cierpienia i trudy znoszone przez innych ludzi nie wystarczyły mi do zrozumienia, że tyleż dobrodziejstw okazałeś mi, skoro od wszystkich tych cierpień mnie uchroniłeś? Czy wolno nie być Ci wdzięcznym za otrzymane dobrodziejstwa? I kto komu powinien okazywać wdzięczność? Jeśli wściekłość lwów i węży można pokonać dobrodziejstwami, jakże to możliwe, żeby Twoje dobrodziejstwa nie wystarczały, aby mnie pokonać, żebym raz przynajmniej powiedział z Prorokiem: "Lękajmy się Pana, co zsyła nam deszcz z nieba wiosenny i jesienny, każdy o swojej porze, i co roku daje nam plonów do syta" (Jr 5,24). Wystarczyłoby na pewno, Panie, dla zrozumienia, kim jesteś, gdybyś ścierpiał to, jakim jestem, gdyby nawet nie było innych dowodów Twej dobroci. A jeśli tak skrupulatnie będę musiał zdać rachunek z rzeczy, które Cię tak mało kosztowały, jakiejże wysokości będzie ten, który mi przedstawiasz za to, co kosztowało Cię przelanie krwi? Jak wzgardziłem Twoimi radami? Jak zbezcześciłem - o ile to było w mojej mocy - tajemnicę twego Wcielenia? Uczyniłeś się człowiekiem, aby uczynić mnie Bogiem, a ja, przyjaciel własnej podłości, zrobiłem się bydlęciem i synem szatana. Zstąpiłeś na ziemię, żeby mnie wznieść do nieba, a ja, niegodny tego wezwania, nie zasługując na nie, nie zrozumiałem go i trwałem pogrążony w błocie moich podłości. Uwolniłeś mnie, a ja wróciłem do mojej niewoli, wskrzesiłeś mnie, a ja wróciłem w uścisk śmierci, wcieliłeś mnie w Siebie, a ja ponownie złączyłem się z szatanem. Nie starczyły mi Twe dobrodziejstwa, by Cię poznać, ani tak wielki dowód miłości do umiłowania Ciebie, ani tyle okazanego dobra do pokładania w Tobie nadziei, ani surowość sądu do odczuwania lęku przed Tobą. Upokorzyłeś się, zniżając aż do prochu ziemi, a ja trwałem w swej pysze. Ty zawisłeś nagi na krzyżu, a mojej chciwości nic na świecie nie wystarcza. Ciebie, Boga, policzkowano, a choć jestem tylko nędznym robakiem, nikt nie śmie nawet dotknąć mojej szaty.

Cóż powiem, Zbawicielu mój, jeśli nie to, że tak wielka była Twa miłość i miłosierdzie względem mnie, że wydałeś się na śmierć, aby zabić mój grzech, a ja pokładając zaufanie w tej dobroci i miłości, odważyłem się grzeszyć przeciw Tobie? Jakaż może być większa obraza? Twoja dobroć była dla mnie okazją do trwania w grzechu. To, co miało być środkiem do jego zabicia, stało się dla mnie okazją do nowych występków. Przeinaczyłem Twoje rady i pomysły Twego miłosierdzia obróciłem na użytek mej złości. Dlatego, że jesteś tak dobry, uznałem, że mogę być zły, z tego, że wyświadczyłeś mi tyle dobrodziejstw, wywnioskowałem, że mogę Cię tak ciężko obrażać. Z lekarstwa, jakie ustanowiłeś, aby leczyło grzech, uczyniłem jego zarzewie; miecz, który mi dałeś do walki ze złem, dałem złu do ręki, aby mnie zabiło. Ty na koniec użyłeś śmierci jako środka do zapanowania nad żywymi i umarłymi, ażeby jak mówi Apostoł: "Ci co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz tylko dla Ciebie, który za nich umarłeś" (2 Kor 5,15). A ja, jak syn Izebel, Twojej śmierci użyłem jako środka, aby Cię pozbawić majątku (l Krl 21,15-16), wykradając się z Twojej służby i stając się niewolnikiem wroga. Na co zasługuje ten, kto tak postąpił? Jeżeli za ten grzech psy zjadły ciało Izebel (2 Krl 9, 35-36), jakże to możliwe, żeby moje ciało było w całości, skoro postąpiłem tak samo? A jeśli Apostoł uważa za wielką podłość serca ludzkiego traktowanie nakazów Prawa jako okazji do wykraczania przeciw Prawu (Rz 7,7-13), to o ileż większą podłością będzie traktowanie łaski jako okazji do jej obrażania? Najcierpliwszy jesteś, Panie, znosząc policzkowanie za grzeszników, a jeszcze bardziej znosząc osoby grzeszników!

Ale czy długo potrwa ta cierpliwość? Słyszę, jak mówisz przez Twego Proroka: "Milczałem, zachowywałem milczenie i bardzo cierpiałem. Ale teraz przemówię jak ktoś cierpiący bóle porodu" (Iz 42,14). Widzę, że ziemia, która po deszczu nie daje plonu, jest przeklęta (Hbr 6,8), a winnica uprawiana, która zamiast winogron daje kwaśne jagody, z Twego rozkazu zostaje rozgrodzona i zniszczona. Suchy i bezpłodny pędzie, jakże nie przeraziłeś się głosu mądrego ogrodnika, który obcina suche pędy winorośli i rzuca je do ognia (J 15,6)? Gdzież rozum człowieka, który nie boi się takiego wyroku? Czyż ogłuchł, że na taki głos nie reaguje? Czyż tak głębokim śpi snem, że nie budzi się od grzmotu tak wielkich gróźb? Zadowalała mnie ziemska siedziba, tak niegodna mojej duszy i za rozkosze miałem przebywanie wśród cierni. Palił mnie ogień moich namiętności, kłuły mnie ciernie moich pragnień, rozpraszało mnie zabieganie koło moich spraw, gryzł mnie robak sumienia, a ja śniłem, że to jest wolność i wytchnienie i tak wielkie zło nazywałem pokojem. Byłem równie zmylony co do znajomości siebie, jak zbuntowany w Twej służbie.

Co zrobię, mój Boże, cóż zrobię? Naprawdę wiem, że nie zasługuję na stawienie się przed Tobą ani na wzniesienie oczu na Ciebie. Ale dokądże pójdę, gdzie ukryję się przed Tobą? Czyż nie jesteś moim Ojcem i Ojcem miłosiernym bez miary? Bo mimo że przestałem być synem, Ty dotychczas nie przestałeś być Ojcem i mimo że dałem Ci okazję do potępienia mnie, Ty nie straciłeś okazji do mego zbawienia. Cóż innego mogę zrobić, jeśli nie upaść do nóg i błagać o miłosierdzie? Kogóż będę wzywał? Do kogo się zwrócę o pomoc, jeśli nie do Ciebie? Czyż nie jesteś moim Stwórcą, moim Władcą, Odkupicielem przywracającym wolność, moim Królem, Pasterzem, Kapłanem i Ofiarą? Więc dokąd pójdę, do kogo się ucieknę, jeśli nie do Ciebie? Jeśli mnie odrzucisz, któż mnie przyjmie? Jeśli odmówisz mi opieki, któż się mną zaopiekuje? Popatrz, Panie, na tę zbłąkaną owieczkę, która wraca do Ciebie (Łk 15,4-6). Jeśli przychodzę poraniony, Ty możesz mnie uleczyć, jeśli niewidomy, możesz mi wzrok przywrócić, jeśli umarły, możesz mnie wskrzesić, jeśli nieczysty, możesz mnie oczyścić. "Pokrop mnie, Panie, hizopem, a stanę się czysty, umyj mnie, a będę bielszy nad śnieg" (Ps 50,9). Większe jest Twoje miłosierdzie niż moja wina, większa Twoja litość niż moja złość i więcej możesz przebaczyć, niż ja mogę nagrzeszyć. Nie wzgardź mną Panie, i nie patrz na wielkość moich grzechów, lecz na bezmiar Twego miłosierdzia, który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.




ModlitwyModlitwy


Do góry



© 2001 - 2012 @  |